Podróż jest niezwykła z paru względów. Przede wszystkim ze względu na niezwykłe środki lokomocji. Możemy się domyślać, że jadącym nie chodziło za bardzo o czas, tzn. nie spieszyli się. Gdyby bowiem się spieszyli, to wybraliby środek lokomocji pozwalający w ciągu niespełna dwóch godzin pokonać drogą powietrzną cały dystans. Podróżnikom też chyba nie chodziło o jakieś nadzwyczajne oszczędności: 3 auta z 3 kierowcami plus paliwo, delegacje, noclegi – nie wiem, czy za podobną kwotę nie dałoby się np. wyczarterować awionetki dla „całości ekipy”. Wiemy jednak, jak wyjaśnia Wierzchowski, że po pierwsze: „był tylko JEDEN SAMOLOT (no więc jeden w końcu czy dwa? - podkr. i przyp. F.Y.M.) i fotograf się w nim fizycznie nie mieścił” (tym bardziej więc nie pomieściliby się i inni uczestnicy konwoju), a po drugie trasa była „za długa dla kierowcy, żeby przejechał”, więc nocleg okazał się niezbędny. (Z tym też kierowcą Wierzchowski będzie wracał 11 kwietnia, bo, jak pamiętamy, Sasin wróci z Kwiatkowskim „dziennikarskim jakiem” 10 Kwietnia i o godz. 18-tej prezydencki minister uda się kolejny raz tego dnia na mszę
późniejszych wypowiedzi JS) niedługo po dramatycznym telefonie M. Wierzchowskiego rusza ze swoimi współpracownikami i kilkoma borowcami pod milicyjną ruską eskortą na Siewiernyj. Jak długo trwa ten przejazd, nie wiemy. Sam Sasin mówi, że był na miejscu jakąś godzinę „po katastrofie”
Sasin. „Stwierdziłem, że nie jestem w stanie tutaj ani nikogo zidentyfikować (…) Nie widziałem ich zbyt wielu (ciał – przyp. F.Y.M). Wiedziałem, że na pokładzie było 96 osób, a widziałem zaledwie kilka ciał, (…) które rozrzucone (…) Stwierdziłem, że tak naprawdę większość tych ciał znajduje się gdzieś tam, w, prawda, w samolocie, prawda, czy pod tymi, pod tymi częściami samolotu (…) nie będę w stanie w żaden sposób się tam dostać”.
„cały czas też może irracjonalnie, mimo tego, co widziałem, mimo tego, co powiedziałem minister Bochenek (o tym, że prawdopodobnie Prezydent nie żyje – przyp. F.Y.M.) jednak miałem jakąś taką podświadomą nadzieję, żebyć może ktoś jednak uratował się z tej katastrofy i stwierdziłem, że jakby ogłoszenie w tym momencie informacji o tym, że Prezydent zginął, nie jest właściwym działaniem, że w momencie, kiedy nie widziałem ciała Prezydenta, no to jakby nie powinienem na pewno takiej informacji publicznie podawać do wiadomości.”
Bahr z Sasinem decydują się na powrót z Siewiernego (autem ambasadora) do Katynia, tak jakby tam w takiej chwili było ich najważniejsze miejsce.Gdyby tego było mało Bahr stwierdza nawet, że podjął decyzję, iż „należy tą uroczystość jakby odbyć,która była zaplanowana”, odbyć, ponieważ... są tam w Lasku Katyńskim... przedstawiciele Rosji
Sasin wprawdzie po jakimś czasie wraca po mszy na Siewiernyj, jak wiemy jednak głównie po to, by zająć się swoimi przygotowaniami do wylotu do Warszawy, co poskutkuje tym, iż spędzi parę godzin w jaku-40, czekając na „zgodę na wylot”. Bahr jednak namawia jeszcze w Katyniu Sasina na pozostanie, informując, że do Smoleńska wybierają się i Tusk, i J. Kaczyński, „ja jednak zdecydowałem, że jednak nie, bo (…) zaniepokoiło mnie to, co dzieje się (…) w Warszawie”.
16.15 - Ciało prezydenta Lecha Kaczyńskiego, który zginął w wypadku lotniczym pod Smoleńskiem, zostało znalezione na miejscu katastrofy - podała agencja prasowa RIA-Nowost.
Dodaj komentarz